Chciałam mieć chociaż jakiś maleńki kawałek ogródka, coś, co już by rosło, na co nie trzeba czekać. Przyjechały ze mną w torbie, pociągiem (nie wiem czemu miałam skojarzenia z Leonem Zawodowcem :)) ). Na taki prawdziwy ogródek skalny było ich za mało, ale na taką okazję właśnie mam w kieszeni kilka doniczek ceramicznych ;). Roślinki posadziłam, doniczkę postawiłam pod drzewem i teraz kiedy gotuję mogę sobie na nie spoglądać i uśmiechać się :).
Do dzisiaj dzwonek zdążył otworzyć już cztery kwiatuszki :).
Moja miniaturka :)).
A jak już jesteśmy przy dzwonkach, to tutaj fioletowy, który już zgubił kwiatki. Zgodnie z teorią jeśli teraz go przytnę, to powinien kwitnąć jeszcze raz na jesień, zobaczymy czy mi się uda :).
Przy okazji - jesli zagląda tutaj ktoś z Wrocławia/okolic, to polecam kiermasz donic włoskich w Wilczycach, rewelacyjne ceny i bardzo ładne doniczki. Ja akurat jestem fanem naturalnych, ale pan ma ich duży wybór, również szkliwione, różne kształty i kolory :).